czwartek, 27 sierpnia 2015

5.

8 komentarzy:


Po umyciu zębów i zjedzeniu śniadania postanowiłam wybrać ubranie na dzisiaj. Nie chciałam ubierać się zbyt wyzywająco, bo to po prostu nie było w moim stylu. Jednocześnie nie chciałam ubrać się tak jak zwykle.
-Mamo, mogłabym wyjść dzisiaj z Carly? - spytałam, zatrzymując się w progu drzwi.
-No jasne, chcecie iść na zakupy? Ile potrzebujesz pieniędzy? - spytała, wycierając dłonie w ręczniczek kuchenny. Chyba już wspominałam. Mama nie może gotować w ciągu tygodnia, ponieważ jest bardzo zapracowana. Chce jednak gotować dla nas w weekendy.
-Nie mamo. - mruknęłam pod nosem. Boże, dlaczego tego wcześniej nie przemyślałam i nie ułożyłam tego w głowie. Nie dość, że nienawidzę kłamać to jeszcze nie potrafię.
-A gdzie? - nalała soku do szklanki. Czułam jej spojrzenie na sobie, wiedziałam, ze sekundy uciekają. Myśl Rose, myśl.
-Chciałyśmy iść do kina. - poprawiłam nerwowo włosy.
-Aha, a na jaki film? - spytała podejrzliwie na mnie patrząc.
-Nie pamiętam tytułu, ale jak dobrze pamiętam to jakaś komedia. - mówiłam, próbując jej wmówić prawdę. Nie oszukujmy się, nawet ja bym nie uwierzyła we własne słowa.
-O której seans?
-O dwudziestej trzydzieści. - mruknęłam cicho.
-To późno, no ale dobrze. Możesz iść. - stwierdziła, obdarzając mnie szczerym uśmiechem.
-Dziękuję. - podeszłam do niej i ucałowałam w policzek.
Z szerokim uśmiechem udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi od mojego pokoju, po czym weszłam do garderoby. Po dłuugim czasie namysłu wybrałam pomarańczową sukienkę na ramiączkach w drobne kwiaty i z czarnym paskiem a do tego jeansową kurtkę. Jak dla mnie to ładny zestaw i pasuje do okazji. Położyłam uszykowane ciuchy na komodę, a następnie wyszłam z garderoby. Zastanawiałam się co miał takiego w sobie Jason. Przez te kilka dni, w których się do mnie nie odzywał było mi najzwyczajniej przykro. Sama nie potrafiłam zrozumieć mojego toku myślenia. Była zaledwie godzina dwunasta, a do dwudziestej zostało całe osiem godzin. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Wróciłam do garderoby, wybrałam czarne, lateksowe legginsy i białą, luźniejszą bluzkę na ramiączkach, wyciągnęłam bieliznę z garderoby i ubrałam wszystko na siebie. W łazience, upięłam włosy w kok, zabrałam telefon. Wybrałam numer Carly, która już po sygnale odebrała.
-Słucham Cię Rosi. - usłyszałam wesoły ton mojej przyjaciółki.
-Nie jesteś zajęta, prawda? - spytałam,przygryzając dolną wargę.
-Nie, a dlaczego pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Idziemy na spacer? - zaproponowałam.
-No jasne, podejdziesz po mnie?
-Pewnie, za piętnaście minut będę. - stwierdziłam, po czym się rozłączyłam. Wyperfumowałam się moim ulubionym perfumem, a następnie zeszłam na dół.
-Tato idę się przejść z Carly, dobrze? - spytałam, stając w framudze drzwi.
-Uważaj na siebie. - stwierdził.

*

Akurat dochodziłam do domu Carly, kiedy moja przyjaciółka zamykała drzwi od furtki. Podeszłam do niej, całując w policzek na przywitanie.
-I jak świadomość przed randką? - od razu wypaliła, poruszając brwiami.
-Dobrze. - odpowiedziała, krótko i zgodnie z prawdą.
-Oj Rose ty czasami jesteś taką bezduszną suką. - wypuściła powietrze z ust.
-To od kiedy Cię poznałam. - odszczekałam się, puszczając jej "oczko".
-Wczoraj razem z Magnusem byliśmy na imprezie. - stwierdziła, uśmiechając się pod nosem.
-Mówiłaś mi przecież. - mruknęłam, kopiąc kamyk, który leżał na chodniku.
-A no faktycznie. - prychnęła cicho śmiechem. - Było świetnie.
-Cieszę się.
-Idziemy na kawę? - zaproponowała.
-Chętnie. - odpowiedziałam od razu. Skręciłyśmy w odpowiednią uliczkę i już po dziesięciu minutach byłyśmy w centrum miasta. Weszłyśmy do najbliższej kawiarni, zamówiłyśmy napoje i usiadłyśmy przy wolnym stoliku, który był przy oknie. Już po chwili młoda, brązowowłosa kelnerka przyniosła nasze zamówienia.
-I co wybrałaś na dzisiaj do ubrania? - spytała, mieszając łyżeczką w swoim kubku.
-Nic nieodpowiedniego. - wzruszyłam ramionami.
Objęłam dłońmi kubek, po czym podniosłam go, upiłam niewielki łyk i odstawiłam na blat stolika.
-Co masz na myśli? - spytała, uśmiechając się z ciekawością w spojrzeniu.
-Sukienkę w kwiatki i jeansową kurtkę. - odpowiedziałam, podnosząc wzrok na przyjaciółkę.
-Zwariowałaś? - pisnęła. - A gdzie w tym miejsce na małą czarną? - spytała zdenerwowana.
-Nie chcę ubierać się jak łatwa dziewczyna. Poza tym czuję się dobrze w tej sukience. - stwierdziłam, a następnie upiłam łyk kawy.
-W takim tempie to on Cię nawet nie pocałuje. Odstraszysz go tym ubraniem. Chłopacy mają delikatną naturę. Musisz go zachęcić. - mruknęła, biorąc kęs małego ciasteczka.
Westchnęłam głośno z poirytowaniem. Kocham Carly, ale denerwuje mnie kiedy mówi na trzy tematy.
1.Magnus.
2.Komentuje moje ubrania.
3.Wypomina brak makijażu.
To Carly od zawsze była tą ładniejszą. To ona eksponowała swoją urodę, a to nie jest w moim stylu.
-Masz świetne ciało, nie jedna może Ci go zazdrościć. Uwydatnij je. - stwierdziła, wciąż żując ciastko. Maniery jak u damy.
-Nieważne. - wzruszyłam ramionami, po czym wzięłam kolejny łyk kawy.
-Zastanawiam się czy nie oddać swojego dziewictwa Magnusowi. - powiedziała, przez co ja wyplułam całą zawartość ust na stół, krztusząc się przy tym.
-Co? - wykrztusiłam, wycierając buzię serwetkami.
-Jestem pewna, że to ten jedyny. - wzruszyła ramionami.
-Carly, jesteście ze sobą zaledwie tydzień. Nie sądzisz że przeleci Cię i zostawi? - mruknęłam, wycierając pozostałości z kawy ze stołu.
-Nie. - ponownie wzruszyła ramionami. -Magni! - pisnęła jak oszalała, po czym wybiegła z kawiarni. Rozejrzałam się dookoła, nie mając bladego pojęcia o co jej chodzi. Kiedy jednak zorientowałam się, że moja przyjaciółka wybiegła z kawiarni, bo zobaczyła Magnusa byłam pewna, że go tu przyprowadzi.
Bingo.
Już dwie minuty później do lokalu weszła uśmiechnięta Carsl, trzymająca Magnusa za rękę. Szli w stronę naszego stolika.
Cholera, tylko nie to.
-Witam Cię Rosalindo. - powiedział, niskim, uwodzicielskim głosem. Miałam wrażenie, że kiedy się odezwał w moją skórę wbito milion igieł. Magnus podszedł do mnie bliżej i ucałował w policzek co prawdę mówiąc mnie przestraszyło.
-Hej. - mruknęłam cicho pod nosem.
-Too, może usiądziemy? - spytała Carly.
-Chętnie. - odpowiedział, wciąż paraliżując mnie wzrokiem. Po chwili spuścił wzrok i usiadł obok Carly. Usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu i wlepiłam wzrok w swój kubek z kawą.
-Wciąż tak mało mówisz? - spytał, rozsiadając się wygodnie.
-Ma dzisiaj randkę i się stresuje. - wypaliła Carls. Podniosłam wzrok piorunując przyjaciółkę.
-Nie stresuję się. - stwierdziłam, upijając kolejny łyk kawy.
-Wyobrażasz to sobie, że ona nie ubiera seksownej sukienki tylko zwykłą zwiewną sukienkę w kwiatki i jeansową kurtkę. - powiedziała ruda, jakby to była zbrodnia.
-Młoda kobieta z tak pięknym ciałem jak twoje powinna je eksponować. - stwierdził, stukając palcami o blat.
-Nie lubię wzywających ubrań. - wzruszyłam ramionami.
Podniosłam wzrok, wykorzystując moment, że Magnus spuścił wzrok. Siedział około dziesięciu centymetrów od Carly. Nie obejmował jej. Co jest grane?
-Myślę, że powinnaś polubić. - stwierdził, podnosząc wzrok, przyłapując mnie na gapieniu się na siebie. Uśmiechnął się pod nosem.
-A ja myślę, że ostateczna decyzja należy do mnie. - powiedziałam oschle.
Podniosłam niepewnie wzrok, wciąż się na mnie patrzył. Cholera to chłopak mojej przyjaciółki. Dlaczego mam wciąż wrażenie, że on podrywa mnie.
-Ja idę do łazienki. - oznajmiła Carly, wstając.
Niee!
Nie zostawiaj mnie tu z nim!
-Mogę Cię zabrać na zakupy jeśli chcesz. - zaproponował, oblizując usta.
-Nie, dziękuję. Stać mnie, żeby kupić sobie ubrania. - odpowiedziałam, zakładając pod stołem nogę na nogę.
-To przyjacielski gest. - stwierdził, łapiąc swoją dłonią, moją.
Od razu cofnęłam rękę.
-Posłuchaj. Nie jestem taka jak Carly. Nie jesteśmy przyjaciółmi i nie będziemy. - powiedziałam, zdenerwowana.
Dopiłam resztę kawy, wyjęłam kilka dolarów, zostawiłam na stoliku i wyszłam bez słowa.
Wyszłam przed kawiarnie i wzięłam kilka głębszych oddechów, aby odetchnąć.
Powolnymi krokami szłam do domu. Nie śpieszyłam się, bo wiedziałam, że w domu będę się nudzić.
Po trzydziestu minutach doszłam do bramy Bel Air, chwilę potem byłam już w domu.
Przeszłam przez długie podwórko i doszłam do drzwi wejściowych. Kiedy przeszłam przez próg uderzył we mnie zapach obiadu, przygotowanego przez mamę. Dochodziła godzina czternasta.
Chciałabym, żeby już minęło te sześć godzin. Wchodząc do salonu zauważyłam ojca siedzącego w swoim fotelu. Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek.
-Cześć tato. - uśmiechnęłam się promiennie do rodzica. Miał ubrane czarne spodnie z skórzanym paskiem i błękitną koszulę z rękawami podwiniętymi przed łokcie. -Co czytasz?
-Papiery służbowe. Wciąż mi się coś nie zgadza. - odpowiedział, zamykając teczkę z papierami.
-To coś ważnego? - spytałam, siadając na kanapie.
-Nic czym powinnaś zaprzątać sobie głowę. - stwierdził uśmiechając się.  -Powinniśmy porozmawiać to twoich osiemnastych urodzinach.
-Chciałabym, żeby to było przyjęcie dla najbliższych. - powiedziałam, zerkając na duże okno.
-Wykluczone. - powiedział jak zawsze poważnym tonem. -Nie chcę, aby później wypisywali, że moja córka miała skromne przyjęcie. Osiemnaste urodziny ma się tylko raz. Jesteś moją małą córeczką i chcę dla Ciebie jak najlepiej. - stwierdził, narzucając mi swoją idee.
-Dobrze tato. - mruknęłam pod nosem.
-O już wróciłaś? - spytała mama, wchodząc do salonu.
-Tak byłyśmy na kawie z Carly, chciałyśmy omówić, o której wychodzimy. - powiedziałam nie do końca mówiąc prawdę.
-Może wpadnie do nas dzisiaj na kolacje? Razem wyjdziecie do kina. - zaproponowała, a mnie w tym momencie zaczął boleć brzuch. Nienawidzę kłamać.
-Nie, dzisiaj przyjeżdża siostra jej... mamy. - wymyśliłam na poczekaniu. - I dzisiaj po kolacji z ciocią idziemy na seans.
-No cóż, innym razem. - stwierdziła.
-Mam zadanie domowe, odrobię teraz, aby mieć spokój później. - oznajmiłam uśmiechając się.
-Dobrze, jeśli będziesz miała z czymś problem, przyjdź i powiedz. - odpowiedziała troskliwie.
-Dziękuję. - mruknęłam pod nosem i wyszłam z salonu, kierując się od razu do swojego pokoju.
Po zamknięciu za sobą drzwi mojej sypialni podeszłam do torby, po czym wyjęłam z niej książki Wydawało mi się, że jest to najlepsze zajęcie na zajęcie czymś czasu. Miałam doskonałą rację. Odrabianie pracy domowej oraz nauka zajęły mi ponad trzy godziny. Akurat kiedy skończyłam mama zawołała mnie na obiad. Obiad o siedemnastej. Jak ja tego nie lubię.
Mozolnie zeszłam na dół i zajęłam miejsce przy stole w jadalni. Tak jak zawsze obiad odbyliśmy w ciszy, ponieważ nie leży nam w zwyczaju mówić podczas posiłku. Zdarza się, ale rzadko. Do mojej randki pozostały dwie i pół godziny. Już czułam to ukłucie w brzuchu. Stwierdziłam, że mogę powoli zacząć się szykować. Będąc już w swojej łazience, zdjęłam ubrania i udałam się pod prysznic. Włączyłam gorącą wodę, która już moment po włączeniu spłynęła na moje ciało kaskadami. Wylałam na rękę sporą ilość żelu pod prysznic i wsmarowałam go w skórę. W następnej kolejności umyłam włosy moim ulubionym szamponem. Po spłukaniu piany z całego ciała, wyłączyłam wodę oraz wyszłam z kabiny.  Sięgnęłam po dwa ręczniki koloru lilii. Jednym wytarłam włosy po czym zrobiłam z niego turban na głowie. Drugim wytarłam wilgotną skórę i owinęłam się nim. Wyszłam z łazienki, weszłam do garderoby, ubrałam bieliznę, ubrania, a później wybrałam kilka dodatków. Oczywiście zapomniałam o mokrych włosach, przez co zdjęłam ubrania, zostając w samej bieliźnie. Wróciłam do łazienki, wysuszyłam i rozczesałam włosy, ponownie ubrałam ubrania. To wszystko zajęło mi godzinę. Usiadłam na łóżku, zaczynając rozmyślać. Miałam jeszcze półtorej godziny. Siedziałam rozmyślając o Jasonie. Dlaczego chwilami zachowuje się jak kompletny dupek, później jest miły i czarujący? Dlaczego nie dzwonił przez cały tydzień? I dlaczego pomimo mojej niepewności zależy mi na nim? Wszystkie te pytanie mogę zadawać sobie w kółko, bo i tak nie znajdę odpowiedzi. Co chwile nerwowo sprawdzałam godzinę, ale miałam chwilami wrażenie, że czas wcale nie idzie do przodu, tylko na złość stoi, robiąc mi kompletnie na złość. Godzina, czterdzieści minut, dwadzieścia pięć minut, aż w końcu pojawiła się ta upragniona liczba. Dziewiętnasta pięćdziesiąt. Wstałam z łóżka, z szerokim uśmiechem. Nie mogę uwierzyć, że przesiedziałam na nim półtorej godziny. Wyperfumowałam się, schowałam telefon do małej, czarnej torebki i ubrałam czarne balerinki. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, po czym wyszłam z pokoju idąc od razu na dół.
-Ja już wychodzę. - powiedziałam do obojga rodziców, siedzących w salonie.
-Nie jesteś głodna? - spytała zatroskana mama.
-Nie, mamo. - odpowiedziałam, uśmiechając się.
-Potrzebujesz pieniędzy? - wtrącił się tata.
-Nie, mam swoje. - stwierdziłam, wciąż mając przyklejony ten uśmiech.
-No dobrze, to baw się dobrze i uważaj na siebie. - powiedziała kobieta.
Wyszłam z domu, przeszłam przez długi przedni ogród, udając się bezpośrednio pod bramę Bel Air, bo tam się umówiłam z Jasonem. Czy wyjdę na idiotkę przyznając się, że trzy razy chciałam się wrócić? Tak zdecydowanie tak. Kiedy doszłam pod bramę Bel Air, już dostrzegłam Jasona, jednak on opierał się o maskę samochodu i był zwrócony bokiem i mnie nie widział. Stanęłam na chwilę w miejscu, poprawiłam włosy i wyszłam przed bramę. W tym momencie Jason z jakiegoś martwego punktu, przerzucił wzrok na mnie. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech. Ruszył z swojego miejsca, podchodząc do mnie. Stanął na prawdę blisko mnie. Przysunął głowę do mojego ucha, po czym położył dłoń na moim ramieniu.
-Pięknie wglądasz, Rose. - szepnął w prost do mojego ucha, przez co na całej powierzchni mojego ciała pojawił się dreszcz. Kiedy odsunął głowę, dłoń przesunął na mój policzek, głaskając go kciukiem.
-Dziękuję. - mruknęłam od nosem czując, że na moje policzki wkrada się rumieniec.
Zlustrowałam go nieśmiało wzrokiem. Miał na sobie, biały t-shirt z dekoltem w kształcie "v", czarne, zwężane spodnie i białe supry. Wyglądał idealnie. -Dokąd mnie zabierzesz? - spytałam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Niespodzianka. - uśmiechnął się szeroko jednocześnie puszczając mi "oczko".


--------------------------
Witam wszystkich, którzy czytają tego bloga. :)
Powracam do was z nowym rozdziale po prawie miesięcznej nieobecność, za którą bardzo przepraszam. :*
Do następnego. ;3